
Cześć wszystkim! Czy stęskniliście się za mną tak bardzo jak ja za wami? Mam nadzieję, że nie, bo nie chciałabym was unieszczęśliwiać moją nieobecnością. To zniknięcie jak się domyślacie było winą matury, a za raz po niej kilkoma innymi sprawami związanymi z pracą i studiami, więc trochę mi sie przedłużyło. Zmotywowały mnie bardzo słowa „wchodzę codziennie i znowu nic tu nie ma” dostałam takiego kopa! Szkoda, że usłyszałam to dzisiaj godzinę po zdjęciach, a nie na przykład dwa tygodnie temu. Są też inne czynniki, które sprawiły, że zdjęć nie ma. Mimo mojej dyspozycyjności i chęci mój fotograf był w Kaliszu, a tylko on robi mi takie zdjęcia, z których jestem zadowolona.
Wyszłam dzisiaj pokazać moim nogom, że słońce jeszcze istnieje. W końcu mogę schować jeansy głęboko do szafy. Mam nadzieję, że wam też pozwala na to pogoda. Czas się jakoś opalić, żeby w trakcie wakacji nie kamuflować się z piaskiem nad Bałtykiem.
Nad morze miałam jechać już dzisiaj, ale przeszkodził nam nasz niezawodny samochód, który odmówił posłuszeństwa. Mimo wszystko cieszę się, że zostałam w domu – taki dzień bez pośpiechu i konkretnych planów dobrze zrobił mi i wam – bo jestem. Gdybym wyruszyła już dzisiaj byłby to kolejny weekend bez posta. Warto było zostać i do was napisać. Miłego wieczoru.
Ps. Wiem, że typowo blogowym tłem jest ulica lub miasto, ale zrozumcie – koczowałam w domu przed maturą tyle czasu, że gdy z niego wyszłam to uderzyło mnie jak szybko rozwinęła się przyroda w te kilka dni i jak bardzo kocham za to piękno wiosnę i lato. BUZIAKI!